Lata temu, jeszcze jako student, uczestniczyłem w warsztacie, gdzie zostaliśmy zaproszeni do wyobrażenia sobie siebie w przyszłości, kiedy osiągamy wymarzony cel. Efekt był taki, że pobiegliśmy do sklepu, aby drugiego dnia, w takcie podobnego ćwiczenia, koledze mogła się zmaterializować wyobrażona butelka wina. Tyle wyniosłem z tego doświadczenia na tamten czas. A szkoda. Dzisiaj wizualizację uważam za jedno z najbardziej uniwersalnych narzędzi pracy nad sobą. Można używać jej do planowania, definiowania celów, kreowania rozwiązań, utrzymania motywacji, dostępu do własnych emocji, lepszego ich rozumienia i kontrolowania, zmiany zachowań, treningu uważności, budowania pewności siebie. A to tylko kilka wybranych zastosowań.
Wizualizujesz nawet jeżeli o tym nie wiesz
Robisz to:
- kiedy Twoje myśli nie mogą odkleić się od nadchodzącego spotkania i wyobrażasz sobie wszystkie trudne pytania, które padną, minę szefa, współpracowników. I rodzi się w Tobie frustracja, lęk, rzadziej (niestety) nadzieja, ekscytacja
- kiedy wyobrażasz sobie jak ktoś zareaguje na Ciebie i zaczynasz traktować to niemalże jako pewnik, szukasz potwierdzeń
- kiedy przypominasz sobie kogoś bliskiego, osobę i robi się ciepło na sercu na samo wspomnienie
- kiedy wspominasz sytuacje, o których myślisz z dumą albo ze wstydem
- kiedy w myślach zastanawiasz się jak zachować się w danej sytuacji
- kiedy wyobrażasz sobie jak to przyjemnie będzie na urlopie
Wszystko to wyobrażenia (nawet jeżeli kiedyś miało miejsce, teraz jest tyko w wyobraźni) ale efektem są realne emocje, nastój, założenia co do siebie, pojawiające się możliwości lub ich ograniczenie. Poczucie sprawstwa lub nieadekwatności. Idą za tym realne zmiany w połączeniach pomiędzy neuronami. Skoro proces się dzieje niezależnie od intencji to czemu nie zacząć z niego korzystać świadomie tak, aby nam sprzyjał?
Praca z celem
Sportowcy wyobrażają sobie siebie na podium nie po to, by zaklinać rzeczywistość, ale między innymi po to, by mieć się do czego odwołać kiedy rano wszystko ich boli po wczorajszym treningu, najchętniej człowiek zakopałby się w wyrku i nie ruszał a tu trzeba przepłynąć kolejne kilkadziesiąt basenów lub wsiąść na rower i wyrobić kilometrówkę. Nawet jeżeli człowiek lubi dany sport, to po paru tysiącach powtórzeń trudno się ekscytować każdym dniem treningu. Posiadanie mentalnego obrazu/wyobrażenia czemu służą dane działania, wyraźnego celu i emocji wynikających z jego osiągnięcia ułatwia wytrwanie w drodze.
Masz dzisiaj wyraźny obraz/pomysł na siebie za rok? XXX lat? Jak chcesz żyć, co robić?
A co, jeżeli wizja nie jest wystarczająco ekscytująca by wytrwać w działaniach? Szukaj w głowie innej wizji lub… sposobu realizacji.
Planowanie
Częstą barierą w realizacji marzeń jest brak połączenia pomiędzy dniem dzisiejszym a stanem docelowym. Marzę o wakacjach na Karaibach ale nie poświęciłem ani chwili na to by je ukonkretnić, zmienić w plan. Myśląc o przyszłości głowa czasami płata figle widząc głównie przeszkody i trudności, prowadząc do bezradności w obliczu danej sytuacji. Ciekawa rzecz się dzieje, kiedy zaczynamy rozważać możliwości z perspektywy dokonanej. Jestem szczęśliwym rodzicem, szefem zespołu posiadającego jakąś kulturę pracy, mam balans życiowy (dowolnie rozumiany). I zaczynam zadawać sobie pytania jak do tego doszedłem, doszłam. Uwaga wtedy jest skierowana nie na to, czy mogę coś osiągnąć, tylko na to, jak to zrobić. Efektem bardzo często jest możliwa do wykonania sekwencja decyzji/działań. Nie zawsze łatwa do wykonania, często wymagająca wysiłku, poświęcenia – ale możliwa. Tylko czy mam gotowość ją zrealizować? Jeżeli nie albo wróć do rozważań nad istotnością celu/marzenia albo… wygeneruj w myślach nową, inną sekwencję. Czasami trzeba to powtórzyć kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt razy zanim dojdziesz do planu, który masz gotowość zrealizować, ale podobno o sprawy ważne czasami warto powalczyć 🙂
(W pełniejszej wersji to wykorzystanie wizualizacji nazywane bywa planowaniem wstecznym, a w kolejnych krokach zadajesz sobie pytanie co zrobiłem(am) tuż przed, aż dotrzesz do dnia dzisiejszego).
Więcej stopni swobody
Czasami zdarza się człowiekowi utknąć w jakiejś sekwencji reakcji. Ktoś jakoś stanie, coś powie, gdzieś wejdę i niezależnie od tego co sobie obiecywałem wcześniej (postawię granicę, zachowam spokój, podejdę z uśmiechem) odpala się ten sam, niesatysfakcjonujący schemat. On krzyknął – ja krzyczę albo przestaję się odzywać, trzaskam drzwiami, płaczę itp. Widzę bałagan i wpadam w furię. Zgadzam się na prośbę pomimo wielokrotnych przyrzeczeń wewnętrznych, że tego nie zrobię. Zmianę może ułatwić pojawienie się w głowie konkretnej reprezentacji nowej wersji sekwencji. A najlepiej kilku jej wersji. Wyobraź sobie możliwie precyzyjnie dane wydarzenie tak, jakbyś był(a) w jego środku, być może uda Ci się zidentyfikować co uruchamia sekwencję (konkretny ruch, ton, zwrot) a następnie wyobraź sobie kilka innych własnych reakcji na tą sytuację. Tutaj nic Ci nie grozi więc możesz popuścić wodze fantazji. Wybierz 2-3, które wydają się najbardziej adekwatne i przećwicz je w myślach na różne sposoby. Zauważ jak się z nimi czujesz. Jeżeli są ok – właśnie masz przećwiczoną nową sekwencję. Przy dobrze odrobionej pracy – szansa, że w kluczowym momencie skorzystasz z nowej, wyćwiczonej ścieżki rośnie, bo ona już jest przygotowana.
Praca z emocjami
Czasami w głowie trenera, szczególnie pracującego (tak jak ja) prowokatywnie, na procesie, w interakcji z grupą, pojawia się lęk: a co jak się zbłaźnię? Nie zareaguję właściwie? Spolaryzuję grupę. Rachunek prawdopodobieństwa mówi, że wcześniej czy później to nastąpi. Szczególnie jak renoma rośnie a wraz z nią oczekiwania własne i grupy. To może doprowadzić do paraliżu psychicznego. Jedną z metod pracy z taką obawą jest wyobrażenie sobie tej sytuacji, popełniam tą gafę, ludzie reagują w najgorszy dla mnie sposób i… co wtedy zrobiłem? Niezależnie od tego jakiego dna dotknąłem – jak się z niego odbiłem? Jak inaczej? I jeszcze inaczej? Nie chodzi o to, by się babrać w bagnie tylko przygotować głowę do myślenia, że niezależnie od tego co się wydarzy – mam możliwości reakcji, poradzę sobie, wyjdę z tego. Nawet wiem jak. Nie oznacza to, że teraz będę czekał z radością na wpadki, ale przynajmniej możliwość jej wystąpienia nie przytłoczy mnie. Co więcej przyzwyczajam głowę do nowej sekwencji: nie pozostawaj na poziomie lęków, obaw – od razu generuj rozwiązania.
Innym kierunkiem pracy z emocjami jest ćwiczenie elastyczności emocjonalnej w danej sytuacji (kiedy przeramowanie, zmiana interpretacji jakoś nie idzie). Przywołujesz w głowie daną sytuację i szukasz tego co może Cię w niej śmieszyć, dziwić, ekscytować, ciekawić czy uspokajać.
Wizualizacja może pomóc Ci w identyfikacji tego co Cię tak naprawdę odpala w danej sytuacji. Co jest wyzwalaczem emocji. W identyfikacji, nazwaniu jej.
Jeszcze innym jest kotwiczenie emocji. Skoro nieświadomie możesz powiązać radość z utworem muzycznym, ciuchem czy miejscem – czemu nie robić tego świadomie? I korzystać, kiedy potrzebujesz?
To jedynie zarysowanie możliwości. Chcąc objąć więcej, potrzeba by książki (albo kilku) a nie artykułu. Całe szczęście do tego by zacząć podróż często wystarczy odrobina inspiracji…
To jest proste
W ogólnym zarysie cały proces jest stosunkowo prosty. Punktem wyjścia jest zbudowanie w głowie możliwie szczegółowej reprezentacji danego wydarzenia/stanu, najlepiej uwzględniając różne kanały percepcji (co widzę, słyszę, czuję, jakie emocje mi towarzyszą), a potem eksplorowanie różnych własnych zachowań, reakcji, sposobów patrzenia na sytuacją. Grunt, żeby skupiać się przede wszystkim na swoich możliwościach, reakcjach, a mniej na tym, co zrobili inni. Inni zrobią to, co będą chcieli. Co da Ci kolejne możliwości…
Nie chodzi tutaj o zaklinanie rzeczywistości, tworzenie ułudy – ale sensowne ukierunkowanie uwagi, zbudowanie nastawienia.
Czy to jest złoty lek na wszystko? Nie.
Czy ułatwia lepsze rozumienie siebie, zyskanie większej sprawczości? Tak.
Czy może wspierać budowanie odporności psychicznej? Praktycznie we wszystkich obszarach
Życzę dobrej zabawy.