Skorygowana kopia artykułu napisanego na potrzeby dawnego Mogę Móc.
Szkolenie się odbyło, ludziom było miło i… nic się nie zmieniło. Trudno się dziwić. Ludzie z warsztatu mają wyjść zadowoleni. Nie zamyśleni, nie wkurzeni na siebie, nie zdeterminowani tylko zadowoleni. No dobrze mogą być zamyśleni i zdeterminowani, pod warunkiem, że SĄ ZADOWOLENI. Z tego są rozliczani trenerzy.
O co więc dbają w największym stopniu trenerzy, firmy szkoleniowe?
Odsłona I
rozmowa innym trenerem
„Norbert, bądź realistą. Po co ja mam się z nimi przeciągać? Mogą nic się nie nauczyć. Jak wyjdą zadowoleni, ja mam święty spokój. Jak nie będą zadowoleni, nikt nie sprawdzi czego się nauczyli, tylko będzie awantura”.
Odsłona II
prowadzący projekt ze strony dużej firmy szkoleniowej, w trakcie odprawy przed cyklem warsztatów
„Panowie to jest duży projekt, 150 grup (…) gdyby cokolwiek poszło nie tak, pamiętajcie: Mają wyjść zadowoleni. ZADOWOLENI”.
Odsłona III
uczestnik
„Norbert, Ty nam nie zrobisz źle, my Tobie też nie. Kończymy o 15 i dawaj te ankiety”.
Słowo prywaty do trenerów, zanim mnie ubijecie. Wiem generalizuję, ale na generalizacjach łatwiej pokazać mechanizm działania. Zapytam tylko dla pewności: gdybyś miał/miała poczycie, że warto przytrzymać na warsztacie uczestników we frustracji, lub spolaryzować grupę przeciwko sobie dla dobra procesu nauki, wypuścić ich w tym stanie, aby mieli nad czym myśleć w domu/pracy, ale jest duże ryzyko, że odbije się to na ankietach, zrobisz to? Ile razy odpuściłeś/odpuściłaś w imię dobrej ankiety?
Pracowałem w korporacji 9 lat. Pół biedy jak szedłem na szkolenie, na które chciałem lub widziałem jego sens. Gorzej jak wysyłał mnie szef (firma) mówiąc: „idź, to warsztat obowiązkowy”. Kazali to chodziłem, z nadzieją że będzie chociaż wesoło i miło. Byle przetrwać do atrakcji wieczornych. Wszyscy wiedzieliśmy, że trener nie podskoczy, bo zależy mu na ankiecie. On zadowolony, my też, przeżyłem warsztat, żadna zmiana nie nastąpiła. A jak trener podskoczył, to dostawał złe oceny i już nie wracał.
Nieprawda? Jedni robią to mniej, inni bardzie świadomie. Ale robią. Zupełenie niechcący działy HR, chcąc jak najlepiej zadbać o uczestników, dają im najlepsze z możliwych narzędzi do prześlizgiwania się po warsztatach, a sobie złudzenie dobrej pracy.
Każda poważna zmiana (szczególnie niechciana) wiąże się z niewygodą. Choćby chwilową.
Zróbmy krótkie, znane ćwiczenie. Przypomnij sobie kilka kluczowych, pozytywnych zmian w swoim życiu. Takich, które wynikały z kontaktów z inną osobą. Czym się charakteryzowała ta osoba? Jakie były Twoje odczucia wobec niej?
Nie wiem jak to jest u Ciebie, ale zadziwiające jak często w odpowiedzi pojawia się „była surowa, wymagająca, ale sprawiedliwa” lub „byłem na nią zły, że muszę zmieniać, ale dzisiaj to doceniam” itd. Ile ważnych zmian w sposobie zachowania, działania, myślenia dokonałeś/aś tylko dlatego, że było miło?
A co jeżeli uczestnicy wyjdą tylko zamyśleni, zdeterminowani do działania, ale wkurzeni na trenera bo: cham nie odpuszczał, dociskał, obnażał rozdźwięk pomiędzy ładnym gadactwem a działaniem i co najgorsze nie chciał skończyć wcześniej? To będzie dobry trening czy zły?
I żeby było jasne – jestem za tym, żeby proces nauki był ciekawy, wciągający, zmuszający do myślenia. Taka nauka jest jest mi najbliższa. Tak zaprojektowanych warsztatów warto oczekiwać. Nie zapominając jaki jest ich cel.
Ps. Jak to jaki jest cel warsztatu? ZADOWOLENIE UCZESTNIKA!