Zaznacz stronę

Walka o różnorodność

Biznes, Refleksje, Rozwój

W pożarnictwie jest technika radzenia sobie z rozległymi pożarami rozległych lasów zwana przeciwogniem. Polega to na kontrolowanym wypaleniu pewnej przestrzeni tak aby w chwili dojścia pożaru do danego miejsca nie było już tam materiału palnego, w związku z czym pożar może być zatrzymany. Wymaga uwzględnienia wielu niejednokrotnie zmiennych czynników (np. siła i kierunek wiatru). Stosowana jest  z ostrożnością, bo może przynieść więcej szkód niż korzyści. 
Czemu o tym piszę?
Aktualnie dużo się mówi o diversity, akceptacji różnorodność, rasy, płci, orientacji seksualnej, neuroróżnorodności. O stwarzaniu warunków do tego by czuć się dobrze ze sobą i innymi wokoło. Idea, którą całym sercem popieram… na poziomie idei, bo droga dojścia do niej stawia w mojej głowie duży znak zapytania. 

Od kilku lat przyglądam się działaniom różnych organizacji skupionych wokół grup mające trudniej w biznesie, życiu (niektóre czynnie wspierając od środka), niosących na transparentach wspieranie różnorodności. Uderzyło mnie, że główny nacisk kładziony jest nie tyle na różnorodność a na „wspierajmy swoją grupę”.
„Kobiety/mężczyźni, czy my się wystarczająco wspieramy?”
„Kobiety/mężczyźni, promujmy kobiety/mężczyzn na stanowiskach zarządczych!”
Rodzi mi się pytanie na ile efektem takich haseł będzie akceptacja różnorodności a na ile polaryzacja zachowań i podniecanie animozji międzygrupowych. Czasami trzeba zbudować silne koalicje żeby było „równiej/sprawiedliwiej” , wspierać się, ale nazywajmy to walką o swoje prawa a nie dbaniem o różnorodność. 
Zastanawiam się, jaki efekt przyniesie gaszenie pożaru dyskryminacyjnego poprzez podniecanie ognia w walki w poszczególnych grupach?
Ile jest w tym świadomego działania przeciwogniem a ile pretekstu, by po prostu rozpalić własne ognisko?
„Wymuśmy poprawność językową!”. Czy akceptację można wymusić?
Na ile wymuszenie równościowego języka przekłada się na wzrost akceptacji, skutecznej komunikacji, poczucia swobody w relacjach?
W efekcie może i będzie w zespołach połowa kobiet, połowa mężczyzn, ktoś o czarnym kolorze skóry, skośnych oczach, bez ręki i ze spektrum autyzmu, ale czy to będzie oznaczało poczucie akceptacji? Że będą potrafili/chcieli współpracować?
Mi bliżej jest do rozwijania różnorodności poprzez odklejenie się od płci, wyznania, seksualności czy koloru skóry a skupienia się na potencjale konkretniej osoby. Poprzez rozumieniu co stoi za wymawianymi słowami, a nie na wymuszaniu ich poprawności. Przeciwny jestem podpinaniu walki o swoje prawa pod ideę wzajemnej akceptacji i różnorodności. Równość praw zawiera się w różnorodności, walka z innymi grupami społecznymi lub preferowanie własnej już nie. Nie muszę jednak mieć racji. Może wzniecanie małych pożarów skutecznie ugasi duży, nie rozpalając jeszcze większego. 
A Ty o co walczysz/co wzmacniasz w swojej organizacji?