Norberta cenię przede wszystkim za normalność. Nie kreuje się na „guru”, który głosem nawiedzonego proroka ogłasza wszem i wobec, że koło jest okrągłe, albo – serią starannie dobranych pytań „coachingowych” – sprawia, że dokonujesz innej sztuki iście cyrkowej: odczytujesz godzinę ze swojego własnego zegarka. Pomimo, że Norbert z nikim się nie ściga, to w moim głębokim przekonaniu z wieloma z tych najbardziej „znanych z tego, że są znani”, wygrywa już na starcie. Czym? Uczciwością, podejściem i polotem. I tą niezbędną dawką pokory, o której wielu mówi – a Grzybek ją w sobie faktycznie ma.
Spotkanie z Norbertem jest często czymś na kształt wpuszczenia powietrza do dusznego pokoju, w którym atmosfera jest gęsta nie od kłębiących się tam myśli, a od stężenia banału.