Ostrzeżenie
Ostrzegam przed współpracą z tym panem, która może skutkować poważnymi i odważnymi decyzjami w życiu. Przed kontaktem zapoznaj się z treścią rekomendacji, nie konsultuj się z lekarzem ani farmaceutą, gdyż każdy coach niewłaściwie dobrany zagraża twojemu…
Norberta poznałam na sali szkoleniowej. Można powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia, tylko że trzeba zamiast słowa miłość użyć określenia złość. Chociaż nie. Złość to też nie jest najlepsza nazwa dla uczuć, które mi wtedy towarzyszyły. Tak trudno mi to nazwać, bo jego szkolenia były zupełnie inne niż wszystkie szkolenia, jakie do tamtej pory widziałam. Jak każdy szanujący się manager szłam na spotkanie z otwartą głową i gorącym sercem oraz głębokim przekonaniem, że o kierowaniu ludźmi, zespołami, procesami, o mechanizmach współpracy – wiem w zasadzie już prawie wszystko, a na pewno to, co wiem jest najlepszą wersją świata, moją, bezpieczną, znaną. I wtedy wchodzi on cały na biało… nie… Wchodzi on w roboczym kombinezonie i zaczyna od takiego zadania, które pokaże, że do żadnego szkolenia i działania, które podejmuję nie podejdę już tak samo. I rodzi się coś w rodzaju złości najpierw. Jak to? Można inaczej, są inne sposoby, inne rezultaty, można dojść do innych wniosków? Potem zaczyna ci się wydawać to takie oczywiste, ale oczywistym jednocześnie jest, że potrzebowałeś znaleźć się właśnie na tej sali, z tymi ludźmi, z tym trenerem, w tym ćwiczeniu, aby to zrozumieć. Wcześniej w szkoleniach chodziło o to, aby je zaliczyć, od tamtej pory chodzi o to, żeby coś przeżyć, doświadczyć jakiegoś procesu, przemeblować coś w sobie i swoim działaniu.
No i był ten gość. Jednocześnie pierwszoskrzypcowy i statysta, lider i tło – a każda rola zależy od konieczności chwili, a on tymi rolami steruje jak chce. Kiedy chciałam popracować z kimś takim indywidualnie, wybrałam jego. Dlaczego?
Obserwuje, słucha, patrzy – nawet nie wiesz, kiedy to robi – po to, żeby za chwilę powiedzieć ci coś lub zadać pytanie (częściej), które powoduje, że zaczynasz się zastanawiać, czy on czasem nie czyta w twoich myślach. Obserwuje w ruchu – to ważne! W ruchu międzyludzkich mechanizmów, współpracy, relacji, które nawiązujesz lub z których się wycofujesz. I ci to potem na światło dziennie wywleka. Szczery. Nie jest zainteresowany tym, żeby karmić twoje liderskie ego. Wręcz przeciwnie. Zupełnie niechcący (albo i nie?) wyjdzie ci, żebyś ruszył tyłek i wyszedł ze strefy poczucia samozajebistości (oni to strefą komfortu nazywają). Ale najcenniejsze jest to, że nie powoduje to poczucia beznadziejności i odrętwienia, ale faktycznie ruszasz tyłek. Zaczynasz szukać, pytać, sprawdzać na nowo, wracać do rzeczy podstawowych tylko tym razem patrzysz na nie inaczej. Stawiasz inne pytania. No właśnie… te pytania.
Norbert pyta. Dużo i często. I czasami bywało tak, że z takim jednym czy dwoma pytaniami zostawałam na kilka dni. Bo on jednocześnie nie żądał odpowiedzi. To twoje pytania, twoje odpowiedzi. Wszystko jest dla ciebie, robisz to dla siebie. I to jest rzecz, której mnie nauczył. Nie sądzę, że tego chciał i chyba nawet o tym nie wie. Od momentu naszych spotkań, częściej potrafię nadać celowość swoim działaniom. Banalne? Że bez sensu? A ile razy zdarzyło ci się robić coś z tryliarda różnych przyczyn, ale niekoniecznie tych, które są zasadne? Dobrze postawione pytanie możliwe jest tylko wtedy, kiedy obserwator robi to wnikliwie, z wyczuciem, z dużą świadomością tego, co robi, musi działać z inteligencją i pomysłem.
Norbert mówi tyle, ile trzeba. Najważniejsze jest jednak to, że mówi po ludzku i do ciebie i nie mówi za ciebie. Nie usłyszysz górnolotnej, gównowartej nowomowy coachingowej. On nie odkrył Ameryki (sorry), nie znalazł kamienia filozoficznego ani eliksiru mądrości, ale kilka rozmów, analiz zaczęło sprawiać, że to ja odkryłam Amerykę… na nowo . Z tych samych klocków zbudowałam inną konstrukcję, która na tamte czasy i potrzeby lepiej funkcjonowała. I to chyba jego najmocniejsza strona. Nie uczy żółwia latać, tylko powoduje, że żółw szuka swoich sposobów na dotarcie do celu, łącznie z tym, że jak dojdzie do wniosku, że skorupa muprzeszkadza, to ją po prostu zdejmie. I będzie mu się wydawało, że sam na to wpadł i sobie zawdzięcza taki stan rzeczy. A tego też można się nauczyć. Poczucia samostanowienia i możności. Z tych rozmów wyszło mi, że mogę inaczej, że warto inaczej, że to ja mam sprawczość. Jednym słowem POWER pracuje w trybie ON.
Cykl naszych spotkań indywidualnych zakończył się tym, że postanowiłam sobie zaufać, odrzucić to, co się zbetonowało przez kilka lat pracy w korporacji, odważyłam się stanąć oko w oko ze sobą i podjąć decyzję o całkowitej zmianie ścieżki zawodowej. Wygląda to może trochę spektakularnie, ale nie przeprowadziłam się w Bieszczady i nie robię serów… Jeszcze…
Bo jak uznam, że warto, to tak zrobię